Heta byŭ viečar napiaredadni školnaha Navahodniaha ranišniku. Jak zvyčajna, ja raspaliła ŭ hrubcy i, zamiest taho kab lehčy adpačyć, pačała prahladać scenar zaŭtrašniaha śviata. Čytanka na subotny viečar — apaviadańnie Taciany Barysik.

Ja amal biespaśpiachova zmahałasia z žadańniem paspać i ŭ čarhovy raz škadavała pra toje, što praz try dni Novy hod, a nia Radaŭnica. Radaŭnica zrabiłasia maim ulubionym śviatam z taje pary, kali mianie, jak kažuć nastaŭniki, «dahruzili» pałovaj staŭki arhanizatara.
Na Radaŭnicu z radzinaj strenieśsia, na mohiłkach pasiadziš, čarku vypješ — voś i ŭsio. Anijakaha kłopatu! Nia treba pisać scenaraŭ, šukać mahnitafon, pilna sačyć, kab jon nia zmoŭk u samy adkazny momant. Nia treba bajacca, što imprezu nie ŭpadabaje dyrektar škoły i ciabie pazbaviać premii.
Letašniaja Jełka vyjšła nia nadta vidoviščnaj. Dyrektar paprakaŭ za heta raniejšaha arhanizatara ažno da Pieršamaju.
Chacia b ciapieraka ŭsio prajšło hładka. Scenar śviata ja napisała pa‑biełarusku. Škoła była ź biełaruskaj movaj navučańnia, pazaklasnyja imprezy ja ładziła taksama na rodnaj movie. Usie pryzvyčailisia.
Biełaruskaja Jełka vialikim dzivam nia stałasia. Kalehi padtrymlivali, vučni navypieradki prasilisia ŭdzielničać.
Znajšli i Śniahurku, i złodziejaŭ, i karahody pavyvučvali.
Tolki voś Dzieda Maroza nie było. Sioleta nichto ź niešmatlikich chłopcaŭ‑staršaklaśnikaŭ na hetuju rolu nie pahadziŭsia. Chto baicca, chto słovaŭ nia moža zapomnić. Siadzieć pad jełkaju i padkazvać — značyć iznoŭ razzłavać dyrektara.
Tady Dziedam Marozam prapanavali abrać mianie. Ja zhadziłasia. Čort jaho biary, inšaha vyjścia ŭsio adno niama. Spakajniej budzie. Urešcie, žančyna ŭ roli Dzieda Maroza, jašče z časoŭ majho dziacinstva — šarahovaja źjava, kudy bolš zvykłaja, čym Jełka pa‑biełarusku ŭ biełaruskaj škole.
Hadzińnik pakazvaŭ siem hadzinaŭ — čas iści pa małako. Ja chucieńka prabiehła vačyma słovy Dzieda Maroza i pačała apranacca.
U susiedziaŭ za ścianoju iznoŭ usčałasia svarka.
— Kolki možna jeści! Usio žareš i žareš! Treba ž mieru znać! — raŭła baba Siamionicha.
— I tut nie ŭhadziŭ! Aha, ja ž navałač, a vy tutejšyja, — nie sastupaŭ jaje raźjušany ziać Vova na mianušku Małdavan.
Ja nia stała słuchać praciahu, uziała torbu i vybiehła na vulicu.
Lichtary nie hareli. Dobra, śnieh vypaŭ, a to choć voka vykali.
Na paŭdarozie, niepadalok ad kramy, ja zaŭvažyła staruju. Trymajučysia za płot, jana paŭzła pa śniezie. Sivyja vałasy raspatłalisia, ruki imknulisia ŭchapicca za štykiecinu.
Z usiaho vidać — kiepska čałavieku. Ja padbiehła bližej i asłupianieła: staraja była abutaja tolki ŭ adzin bot, a druhaja naha bosaja, navat biez pančochi. Bieły śniažok navokał!
— Dzie vašaja chata?
Babka sprabavała niešta patłumačyć, ale jazyk nia słuchaŭsia. Tolki strašenna patychała pieraharam, nabrałasia jak bela. Hukami i žestami jana ŭsio‑taki pakazała kirunak chady. Ja pahruziła babku na hanak rodnaj chaty, adčyniła dźviery ŭ siency i rušyła dalej.
Małako ja kuplała ŭ Maciušeŭskich, što žyli ŭ domie z ekzatyčnaj mianuškaj — ŁTP.
Kaliści tut sapraŭdy mieściłasia ŁTP. Paśla ŭstanovu začynili, kvatery razdali ludziam.
Dom mieŭ dva pavierchi i dva padjezdy i byŭ zbudavany na bałocie. Adsiul nievierahodnaja vilhać na pieršym paviersie, źjedzienyja hrybkom, až čornyja, ramy na voknach, kamarjo ŭ trubach da zimy viadziecca.
Jakraz u takoj kvatery i paščaściła žyć Maciušeŭskim. Haspadyni — Niny — doma nie było, daiła karovu. Jaje siamja ŭ poŭnym składzie hladzieła televizar. Pakazvali KVK, vystup studenckich kamandaŭ. Niejki łysavaty dziadźka, z vyhladu 20 hadoŭ jak nie student, lotaŭ pa scenie i marmytaŭ žart, jaki askomy nahnaŭ:
— Linolejum, milenijum!
Maładym nadakučyła, starejšyja nie razumieli.
— U hetaha pierdzieła staroha musi ŭnuki ŭžo jość, a jon usio maładym prykidvajecca, — pačuŭsia hołas haspadara, Siarhieja Maciušeŭskaha.
— Niachaj by lepš unukaŭ hadavaŭ, čym dziaciniŭsia, — padtrymała baćku dačka Ira.
Voś praz takich ździaciniełych dziadźkoŭ Dzied Maroz pieratvaryŭsia ŭ žančynu, — padumałasia mnie.
— Hety biaźmien tut vydurniajecca, a Dzieda Maroza davodzicca hrać dvaccacidvuchhadovym dziaŭčatam.
U kvateru ŭvaliłasia Nina z dajonkaju i, nie pavitaŭšysia, adrazu pacikaviłasia ŭ mianie:
— Ty Ańku z druhoha padjezdu viedała?
— A što takoje? — ź ciažkaściu pryhadała ja chudzieńkuju, niazhrabnuju postać u zialonym palitonie.
Za niapoŭny hod, što pracuju ŭ miestačkovaj škole, šče nie paśpieła ŭsich pavyvučvać.
— Siońnia chavali. U chlavie paviesiłasia… Nibyta narmalnaja ženščyna, darosłych dziaciej dvoje, — praciahvała Nina.
— Našaja Śvietka kazała, što jana sa svaim kavaleram niejkim pasvaryłasia. A Kurjančykava niaviestka bačyła, jak jana płakała, kali jechali ŭ mašynie na pracu, — ustupiła ŭ havorku Ira.
— Durnaja baba, — burknuŭ z kuta Siarhiej.
Na advarotnym šlachu ja sapraŭdy ŭbačyła śviežyja jałovyja łapki kala hanku ŁTP. Dziŭna, čamu nie zaŭvažyła adrazu. Što j kazać — pieradśviatočny viečar! Lepiej by Radaŭnica…
A nazaŭtra, niečakana dla mianie samoj, usio skłałasia inakš.
Kali b paprasili ŭznavić chroniku śviata całkam, ja b, peŭna, nia zdoleła. Pamiać zachavała samyja jarkija momanty, padobnyja da ŭspyški fotaaparatu, da milhacieńnia ahieńčykaŭ za škłom viečarovaha aŭtobusa.
Pamiataju ŭbranuju Jełku, paŭniutkaje faje miestačkoŭcaŭ — dziaciej i darosłych. Zajhrała pieśnia:
— Pryjdzie zima, i śniežań liście zavalić śnieham…
Vybiehli staršaklaśniki ŭ karnavalnych kaściumach. Maleńkija ŭ karahod pajšli. Cudoŭna! Čym bolš karahodaŭ, tym macniej adčuvańnie śviata ŭ dziaciej — śćviardžała našaja zavuč.
Ja ŭpotajki naziraju za ranišnikam praz ščylinu ŭ dźviarach kabinetu fizyki i chvalujusia. Pakul usio dobra.
Vučni małajcy, słovaŭ nia błytajuć. I mahnitafon małajčynka — šče ni razu nia zmoŭk. Dyrektar, zadavoleny, uśmichajecca. Tam, u faje, Śniahurka abviaščaje: «Złodziei skrali miech z padarunkami ŭ Dzieda Maroza».
— Dzied Maroz! Dzied Maroz!
Usio, moj vychad.
- — Ja išoŭ da vas z Uschodu,
Dy z paŭnočnaj starany,
U Laplandyi dalokaj,
Dzietki, ŭčora jeŭ bliny!
A futra ŭ Dzieda Maroza akazvajecca lohkaje, jak sukienka. Darečy, ja ŭsio žyćcio spačuvała jamu: davodzicca parycca i tak u haračaj zali.
Iznoŭ karahod. Zapalvajucca na Jełcy ahieńčyki. A ciapier čytańnie vieršykaŭ. Niešta nakštałt:
- Čto rastiot na jołkie?
Šiški i ihołki.
I tak razoŭ piatnaccać. Atrymać padarunak ad dziaduli choča kožnaje dzicia. Usio nahadvaje Jełku ŭ sielskaj miascovaści ŭ kancy piacidziasiatych.
I raptam — Maksim Bahdanovič. «Pahonia».
La jełki stajała vučanica piataj klasy Nataša. Jana taksama padrychtavała vierš dla Dzieda Maroza.
Zala ścišyłasia. Padabienstva z ranišnikam kanca piacidziasiatych imhnienna źnikła:
- Tolki ŭ sercy tryvožnym pačuju
Za krainu radzimuju žach, —
Ŭspomniu Vostruju Bramu śviatuju
I vajakaŭ na hroznych kaniach…
Ad uzrušeńnia ja šče macniej rukoj ścisnuła dzied‑marozaŭski kij, zmajstravany z dreŭka pijanerskaha ściaha.
Adrazu kudyści adyšli padziei ŭčarašniaha viečaru: pjanaja razutaja babka, ŁTP, Vova Małdavan, ździacinieły kaveenščyk…
- Ŭsio latuć i latuć tyja koni,
Srebnaj zbrujaj daloka hrymiać…
Staradaŭniaj Litoŭskaj Pahoni
Nie raźbić, nie spynić, nie strymać…
Voś dyk Nataša! Nie palenavałasia, znajšła i vyvučyła. Upieršyniu za hetyja dva tydni ja nie paškadavała, što chutka Novy hod, a nia Radaŭnica. Ja była pierakananaja — padarunki robić Dzied Maroz, a vyjšła — naadvarot. Śviata i moj debiut pryznali vydatnymi, navat na rolu Dzieda Maroza ŭ miascovy DK zaprasili.
U žyćci miastečka, na žal, asabliva ničoha nie źmianiłasia.
Śviežyja chvojki na śniezie šče nie źlažalisia. Nadyšoŭ jašče adzin viečar. Vulicy bieź lichtaroŭ, ŁTP, biazhłuzdyja žarty pa televizary, navat Voŭka Małdavan ź cieščaju, zdajecca, svaryŭsia. Dy ja ich nia čuła, syšoŭ adčaj z dušy, u sercy hučaŭ zvonki dziciačy hołas: «Maksim Bahdanovič. «Pahonia».
Kamientary