Nie vyjšaŭ ty i ŭ hety raz
Mianie spatkać, padnieści rečy…
La vieśnic, tolki znoŭ tvoj viaz
Kranuŭ halinkami za plečy.
Ty mnie nie padasi ruki,
Hladziš udal z-pad škła partreta.
Ci bačyš, vyras syn jaki?
Skažy choć słova dla pryvieta.
A ja… čakaŭ z usich daroh
Ciabie ŭ sorak čaćviortym… letam
Kałony ni adnoj nie moh
Ja prapuścić z achapkam kvietak.
Chaciełasia pačuć: «Synok…»
Uskryknuć radasnaje: «Tata!»
Baćkoŭskim byŭ mnie kožny krok…
Usio išli, išli sałdaty…
Katory raz sychodziŭ śnieh…
Damoŭ viarnulisia susiedzi.
Ja kožnamu nasustrač bieh
I čuŭ karotkaje: «Pryjedzie…»
Kali ŭ kryŭdzie mnie siabry
Hrazilisia baćkami,
Tady chaciełasia naŭzryd
Zapłakać ščyrymi ślazami.
Nie płakaŭ ja — usim na złość.
Bo ŭ chacie byŭ adzin — mužčyna.
Nie jšoŭ ty…
Maci maładość
Hłybiej zavorvali marščyny.
I zaraz jedu ja zdalok,
Čakaju ŭsio — zajdu, a maci
Mnie kaža: «Paznaješ, synok?
Voś naša ŭsia siamiejka ŭ chacie…»
Pavieryć ciažka mnie tamu,
Što bolš nie pryjdzieš ty dadomu.
A šapku ja zaŭždy zdymu
Pierad mahiłaj nieviadomaj..
Kamientary